W niecierpliwością oczekiwałam na premierę filmu, nakręconego przez jednego z moich ulubionych reżyserów, Joe Wrighta, któremu klimat tych dawnych historii udaje się świetnie odtworzyć. Widziałam oczywiście trzy poprzednie ekranizacje powieści, jednak żadna nie przypadła mi zbyt do gustu. Moim zdaniem ta z Gretą Garbo najbardziej oddała moje oczekiwana wobec filmu.
Wreszcie wybrałam się do kina na "historię wielkiej miłości". Keira Knightley zawsze sprawdza się w rolach kobiet z dawnych epok, uważam, że jest ona predysponowana do takich ról dzięki jej zadziwiającemu wdziękowi i arystokratycznej dostojności widocznej na wielkim ekranie.
Sam film mnie nie rozczarował. Został utrzymany w konwencji przedstawienia teatralnego, co mi bardzo się spodobało. Każda scena dopracowana do perfekcji, przerysowane pozy, dekoracje w filmie, kostiumy, scena tańca wydały mi się cudownym przedstawieniem, tragedią na deskach, a czasem nawet z komediowym zacięciem, który doprowadzał do uśmiechów na mojej twarzy.
Jedyna rzecz, która mnie trochę rozczarowała? Nie spodobał mi się aktor, który grał postać Aleksego. Naprawdę myślałam, że będzie przystojniejszy! Widać, moje wyobrażenie postawnego, bajkowego mężczyzny nie do końca wpasowało się w ideał faceta tamtejszej epoki. Ten bohater według mojej opinii powinien być człowiekiem bardziej wyraźnym, męskim, a nie ciapowatym skrzywdzonym pieskiem.
źródło: filmweb.pl |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Będzie mi miło, jeśli wyrazisz swoje zdanie:)